"...wszystko się zdarzyć może..." Tak przynajmniej śpiewała Hanna Banaszak m.in na festiwalu w Opolu. (dawno, dawno temu :P) Bardziej tematycznie byłoby jakbym się wyraziła "w mojej magicznej kuchni", no ale szczegóły szczegółami, a ja chciałabym podzielić się z Wami pewną małą wskazówką, odnośnie kuchni. Konkretnie mam na myśli hodowanie własnych ziół. Czasem zdarza się, że kupujemy je do potraw, wykorzystujemy parę listków, a resztę wyrzucamy, lub doprowadzamy roślinę do wyschnięcia- ja przynajmniej tak kiedyś robiłam, dopóki nie przyszedł mi do głowy pomysł, żeby potraktować zioła jako element dekoracji. I wiecie co? Ten pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę! Nie dość że moja kuchnia zyskała nowy "cieplejszy" wygląd, pięknie w niej pachnie, a do tego przydaje się do przyprawiania dań. Chyba nie muszę nikogo przekonywać że świeże zioła są o wiele lepsze od tych suszonych. Jakby mało było zalet, to dodam, że takie zioła w doniczkach kosztują naprawdę niewiele, a zdziałać mogą bardzo dużo. Dla pewności dołączam fotki moich ziół, żebyście mogli się przekonać...jakie to fajne :P
Żółte papryczki co prawda nie są jadalne, ale cóż...nadrabiają wyglądem :) Dalej widać rozmaryn, bazylię i schowaną za nią miętę. |
Proszę, mój persik się załapał :P, postanowiłam również go pokazać, bo zawsze towarzyszy mi przy gotowaniu :) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz